.:: Wywiad dla serwisu gitara.pl (2005.01.27) ::.
Z Radkiem Chwieralskim, wirtuozem gitary, rozmawiał Krzysztof łobodziński.
Zacznijmy od tego, co jest powodem naszej rozmowy. Twoja współpraca z zespołem Fatum, w zakresie koncertu charytatywnego. Jak to się stało że wziąłeś w tym udział?
Propozycję zagrania na tym koncercie dostałem od menadżerki zespołu Fatum, Joli Bialik. Ucieszyłem się, że mogę wziąć udział w tej imprezie, tym bardziej, że ta cała afera z dzieciakami z Biesłania mocno we mnie uderzyła.
Teraz bierzesz udział w WOłšP, widać że lubisz brać udział w koncertach charytatywnych... Skąd się to bierze?
Tak, z Analogiem zagraliśmy w Warszawie na scenie pod Pałacem Kultury. Dobrze jest jednoczyć się razem, żeby wesprzeć jakąś sprawę. To z jednej strony miła integracja muzycznego światka, poza tym przyjemność z dołożenia choćby małej cegiełki od siebie w słusznej sprawie.
W Twojej biografii można przeczytać o bardzo częstych powstawaniach i rozpadach kolejnych zespołów, w których grałeś. Jak myślisz, czy tak po prostu musi być w przypadku młodych muzyków? Czy to coś daje?
Tak, było wiele składów, szczególnie w pierwszych latach grania. Cóż, muzyk poszukuje, poznaje nowych ludzi. Jedni traktują muzykę na serio, inni zabawowo. Grunt, żeby mieć jeden wspólny cel, żeby zespół działał jak jeden organizm i konsekwentnie dążył do swoich zamierzeń. Jeżeli w takim organizmie znajduje się coś, co hamuje rozwój poprzez złe działanie, albo próby skłócenia innych części tego organizmu to albo się go trzeba pozbyć, albo opuścić to ciało i przenieść się ze swoją energią do świeżego i sprawnego. Stąd te częste rozpady zespołów i zmiany. Niektórzy mają szczęście trafić na odpowiednich ludzi, a inni nie.
Jaka jest recepta na stworzenie wreszcie trwałego zgranego zespołu?
To zespół, w którym wszyscy będą się wzajemnie wspierać muzycznie oraz emocjonalnie. Taka dwojaka więź nie pozwoli na zaprzestanie działania. Jak jest dobrze, jest przyjemność oraz sukcesy, wtedy tym bardziej ma się wielką chęć dać z siebie jak najwięcej. Oczywiście na różne sukcesy również trzeba zasłużyć ciężką pracą.
Co poradziłbyś młodym, zagubionym w mechanizmach show-businessu muzykom?
Przede wszystkim nie można się poddawać. Należy być pracowitym i konsekwentnym. Warto pisać jak najwięcej piosenek, jak najwięcej koncertować oraz próbować zainteresować swoim materiałem muzycznym media. Zespół musi być zgrany, na poziomie, być przygotowany koncertowo i studyjnie. Wtedy na pewno będzie łatwiej. Powinien mieć oczywiście menadżera, który zadba o wszystkie sprawy, o których muzyk niekoniecznie może mieć pojęcie.
Masz w karierze epizody zespołowe i solowe. Jak wolisz grać, solo czy w zespole?
I jedno i drugie sprawia mi frajdę. Kiedy gram autorskie koncerty ze stricte gitarowym instrumentalnym repertuarem, wyzwalam całego siebie z każdej strony. Tematy melodyczne odzwierciedlają mój stan umysłu, przemyślenia, moją duszę, rozterki, marzenia, fascynacje oraz opowiadają o mojej przeszłości. Każda melodia ma na celu wytworzenie obrazu u odbiorcy, obrazu, który odzwierciedli to, co muzyk chce przekazać. Jeżeli interpretacja obrazu słuchacza jest zgodna z tym, co muzyk chce przekazać można już mówić o wielkim sukcesie kompozytorskim. Można mieć do tego dar, ale niemniej jednak trzeba nad tym pracować. Tu, poza feelingiem i warsztatem technicznym pomaga w wielkim stopniu świadomość muzyczna, znajomość harmonii. Pozwala to panować nad instrumentem. Całe życie pracować będę nad tymi wszystkim elementami, zresztą tak, jak każdy muzyk robić powinien. Moja maksyma w tym temacie to: dąż do doskonałości, mimo, że ona nie istnieje. Jeśli zaś chodzi o granie w zespole, gdzie jest wokalista, bądź wokalistka, staje się bardziej elementem akompaniującym, przyczyniającym się ze swojej gitarowej strony do wytworzenia danego klimatu muzycznego całości. Poza tym jest to świetna szkoła grania. Granie samych solówek nie nauczy być dobrym gitarzystą, bowiem dobry gitarzysta to taki, który jest uniwersalny, który będzie umiał znaleźć się w wielu gatunkach muzyki, albo przynajmniej w jednym będzie potrafił zagrać na wiele sposóbów.
W edukacji muzycznej stawiasz na teorię czy na praktykę?
Obie rzeczy są równie ważne. Sądzę, że warto równocześnie je przyswajać odpowiednio wyważając, aby się nie znudzić. Warto najpierw poznać kilka akordów i na ich bazie nauczyć się kilku prostych tzw. ogniskowych piosenek, co pomoże ustawić rękę, nauczy poczucia rytmu i wyrobi palce. W między czasie pracujemy z metronomem oraz przyswajamy podstawy zasad muzyki, jak np.nazwy dźwięków, akordów, interwały itd. Nie bez znaczenia jest tu również kształcenie słuchu jako trzeci i wcale nie mniej ważny element. Młodzi gitarzyści mając na tacy podawane tabulatury zapominają co jest głównym narzędziem pracy muzyki - oczywiście ucho. Najlepiej je rozwinąć rozpracowując ze słuchu dziesiątki, setki utworów, melodie, akompaniament, partie solowe. Z pewnością diametralnie wpłynie to na umiejętność dobierania właściwych dźwięków, umiejętność znalezienia się w ogóle w utworze oraz pozwoli drzemiącej gdzieś tam wenie twórczej ujrzeć światło dzienne.
Czego słuchasz prywatnie? Skąd czerpiesz inspiracje?
Już nie mam tak, jak kiedyś, że słuchałem głównie jednego, czy dwóch wykonawców, a resztę przy okazji. Staram się otworzyć uszy na różne gatunki muzyki. Oczwyiście jako że jestem gitarzystą to i gitarowe granie będzie mi zawsze najbliższe (od lat jestem pasjonatem gry Steve'a Vai'a, czy Jeffa Becka), czy też rock progresywny (Dream Theater, Liquid Tension Experiment). Lubię jednak wiedzieć co się dzieje na rynku muzycznym, żeby być na bieżąco, mieć orientację w zmianach brzmieniowych i stylistycznych. Generalnie preferuję rocka w wielu odmianach. Czasem jednak mam chęć posłuchania czegoś mocniejszego, np. Pantery, a czasem łapie mnie nastrój na wyciszenie, wtedy niezastąpione jest jazzowe granie, czy nawet klasyka. Jeśli chodzi o inspiracje, cóż, czerpię je głównie z życia, z obserwacji, z emocji oraz z głębszego wniknięcia do samego siebie. To jest moim zdaniem najczystsze źródło inspiracji. Oczywiście nie bez znaczenia jest tutaj również obserwacja rynku muzycznego, doboru brzmień, elektroniki, bowiem trzeba swoje pomysły jednak jakoś ubrać, tak, żeby mieściły się choć ogólnie w kanonach obecnie przyjętych. Nie oznacza to jednak, że nie lubię czasem eksperymentować, tak jak to robił przez lata np. Robert Fripp, którego doceniam coraz bardziej.
Naszych czytelników z pewnością ciekawi na czym teraz grasz, i nad czym aktualnie pracujesz?
Mój sprzęt, na którym gram na codzień to:
Gitary: Ibanez Jem 7DBK (z rozłączanym humbucker'em przygryfowym metodą push-pull na potencjometrze tone), Ibanez RG-550 (z DiMarzio Evolution przy gryfie oraz Dimarzio Breed przy mostku, dodatkowo z rozłączanym humbucker'em przygryfowym metodą push-pull na potencjometrze volume).
Wzmacniacze: Peavey 5150 + kolumna głosnikowa ("łamana") 4 x 12 tej samej firmy, combo Marshall Valvestate 8080.
Efekty: Wah-wah Morley Bad Horsie, phaser analogowy Ibanez Classic Phase PH99, chorus analogowy Ibanez Rotary Chorus RC99, delay Boss Digital Delay DD-5, EQ Boss Equalizer GE-7, tremolo Hexe Guitar Electronics Pan Tremolo. Obecnie powyższe stompboxy umieszczone są w skrzyni rackowej Case Pack 6U wraz ze switcherem je obsługującym ( Hexe Guitar Electronics midi switching system) Na scenie switcher obsługuję za pomocą midi kontrolera Behringer FCB 1010 umieszczonego w sztywnym czasie.
Okablowanie Planet Waves, struny Dean Markley Blue Steel 9-46 oraz 10-52, kostki Dunlop oraz D'Andrea 1mm.
Zapraszam na www.chwieralski.com , gdzie można zobaczyć fotki powyższego sprzętu, ale również ściągnąć sporo mojej muzy, czy też zajrzeć do biografii lub na forum.
Krzysztof łobodziński Honorowy redaktor gitara.pl
[oryginalny wywiad] |